Archiwum 23 lutego 2010


lut 23 2010 ehhh
Komentarze: 7

Z tęskniłem się strasznie za swoim blogiem bo to już prawie miesiać odkad cos napisałem ale przez ten czas tyle się wydarzyło i sam musialem sobie z tym jakos poradzic. A wiec może od początku.

Środowe spotkanie z kolezanką z budowy było nadzwyczaj fajne to znaczy posłuchałem Waszej rady i potraktowałem je typowo po koleżeńsku. Wybralismy się razem do stylowego pabu Oscar położonego w starej części Bielska na nijakim placu ZWM. Wystrój ciekawy bo siedzi się na maksymalnie starych fotelach i krzesłach a, w tle słychać muzyke w stylu Archive lub porcupine tree a obok można spotkac zaczytanego człowieka popijacego dobra kawe lub znajomych rozgrywających partyjke szachów. My przegadaliśmy cały wieczór , wypiliśmy po kilka piw i zjedliśmy po paczce paluszków. Każde z nas opowiadało historie o sobie i o tym jak trafiło na tą budowę. Było calkiem wesoło i sympatycznie – tak normalnie i chyba oboje cieszyliśmy się z tego wyjścia.

W robocie tez układało się calkiem dobrze bo nawet udało się gacusiowi wytargować z szefem premie dla swoich ludzi no i dla siebie oczywiście też. Niby 300 zł to niewiele ale jak tak człowiek się zastanowi i poczyta niektóre blogi to dochodzi do wniosku, ze to całkiem sporo kasy i nie jednemu byt zapewni na tydzień lub dwa. Sielanka nie trwała jednak za długo bo już pod koniec stycznia dostałem papiery rozwodowe podpisane przez moją księżniczkę. W piśmie urzędowym przedstawione zostały powody naszego rozwodu oraz termin rozprawy który wyznaczony został na 12 lutego. Mój świat rozwalony na kawalki rozsypał się jeszcze bardziej. Przez te 2 tygodnie nie potrafiłem znaleźć sobie miejsca, caly czas nie moglem uwierzyc, ze te papiery przyszły. Przez okrągłe pól roku łudziłem się niepotrzebnie, ze ksiezniczka może jednak zmieni zdanie, przemysli to wszystko jeszcze raz i da się chłopu wykazać ale niestety prawda jest okrutna a życie brutalne. Jak się nie docenia co się ma to łatwo i bezpowrotnie można to stracic. Sama rozprawa tez nie była łatwa bo zobaczyłem swoja księżniczkę pierwszy raz od 4 miesięcy, przez cały ten okres nie odbierała zadnego mojego telefonu, nie odpisywala na zadną wiadomość bo jak to stwierdziła „tak będzie lepiej i zdrowiej dla mnie, szybciej się z tym pogodze. A gówno prawda bo jak się kogos strasznie kocha to nie da się zapomniec tak po prostu. Sam proces nie trwał długo bo jak ta przysłowiowa miekka faja postanowiłem nie stwarzac przeszkód i zgodzic się na wszystko, uznałem ze jeśli tak bardzo ja kocham to musze pozwolic jej odejść, w koncu to była jej decyzja. Sedzia nie przedłużał i po pierwszej rozprawie unieważnil nasze małżeństwo. Kiedy ogłaszał werdykt miałem przed oczami nasz słub kiedy w kościele przysięgaliśmy sobie, ze na dobre i na złe będziemy razem. Po wszystkim wyszliśmy razem z sadu i ksieżniczka pożegnała się po raz ostatni ze mna jak ze zwykłym znajomym prostym usciskiem już bez emocji i jakiegos uczucia. Tak strasznie było mi zle ale postanowiłem, ze nie pekne i się nie rozkleje. Na zewnatrz wyglądałem spokojnie ale w srodku rozbity byłem na kawałeczki. Nie poradziłem sobie z tym wszystkim wiec uprosiłem swojego przyjaciela i wyjechaliśmy na tydzień do czarnej góry pojeździć na desce. Czas szybko minąl a ból pozostał. Teraz wróciłem do pracy i próbuje to wszystko poukładać, póki co jeszcze nikomu w firmie się przyznałem do swojej życiowej porażki.

gacuss : :